🥉 Nie Daje Sobie Rady Z Życiem

NIE DAM JUŻ RADY, NIE MAM SIŁY. Jesteśmy przekonani , że na pewno nie damy sobie rady z nową sytuacją, która może zagrażać naszemu życiu. Jest to naturalna reakcja na coś , czego byśmy się nie spodziewali, co zabiera nam nadzieję na spokojne życie lub zdrowie. Nigdy nie myślałam, że będę musiała ci to powiedzieć, że nadejdzie moment „bez odwrotu”. Zawsze byłaś silna, dzielna, zawsze biegłaś do przodu z podniesionym czołem. Podziwiałam Cię, podziwiałam Twoją odwagę, ślepą wiarę w to, że cokolwiek życie przyniesie, poradzisz sobie. Zazdrościłam Ci, chciałam być taka jak Ty. Dziś mija siedem lat, odkąd jesteś z nim. Po twoim optymizmie, radości życia nie ma już śladu. On niszczy Cię w najgorszy możliwy sposób. Zabił w Tobie to, co najpiękniejsze. Nie wiem jakimi słowami przekonać Cię, że musisz odejść. Zmieniłaś się, bardzo. W Twoich oczach nie ma już radości, nie ma przekornego błysku. Twój głos przez telefon jest taki… matowy. Kiedyś brzmiał inaczej. Kiedyś… przed NIM. Zakochiwałaś się już wcześniej, miałaś nawet jedną „poważną” miłość. Odeszłaś, bo jak mówiłaś „nie mogliście się nawet pokłócić”. Ten spokój, ta pewność, że on cię kocha, to było dla ciebie za mało. Chciałaś „czegoś więcej”. Wybrałaś związek z facetem, który „kocham cię” mówi ostateczności i traktuje te słowa jak wabik, jak smycz, na której cię trzyma, wydzielając Ci jakieś ochłapy uczucia. Przystojny, zaradny. Nie zastanowiło cię, że nie ma jakiś bliższych przyjaciół. Właściwie nikogo bliskiego prócz zakochanej i wpatrzonej w niego Ciebie. Wybrałaś więc ten ciągły niepokój i niepewność. Na nudę nie możesz narzekać. Nie wiesz, co tak naprawdę on do Ciebie czuje, dlaczego z tobą jest. Bo przecież codziennie daje ci do zrozumienia, że jesteś kimś gorszym. Co takiego robi? Niby nic. Bo co właściwie można mu zarzucić? Te kilka raniących słów, wypowiadanych wobec Ciebie, w obecności wszystkich? Tych, po których gaśniesz w oczach, kulisz się w sobie, wstydzisz, chcesz zapaść się pod ziemię? A najgorsze, że w nie wierzysz. I jeszcze w to, że on to robi dla Ciebie. Wrócicie przecież do domu, weźmie cię za nadgarstki, zaproponuje kieliszek wina, pójdziecie do łóżka i przez chwilę będziesz dla niego najważniejsza. Kupisz to. Chwilą czułości zmaże swoje winy. Przynajmniej z zewnątrz. Bo w środku blizny są coraz głębsze. Wiesz, że kieliszków wina jest w twoim życiu coraz więcej? Zauważyłam to. Inni nasi przyjaciele również. I Twoje trzęsące się dłonie, którymi nalewasz herbatę, wiedząc dobrze, że on śledzi każdy twój ruch. Żeby tylko nie nazwał cię „swoją małą niezdarą Niby nic. Ale powtarzane do bólu, w każdej ważnej sytuacji, w obecności jego rodziców, Twoich przyjaciół sprawiają, że powoli znikasz. Nie wiesz już kim jesteś, jaka jesteś. Czy rzeczywiście taka beznadziejna, czy taka słaba, niezdarna, niezdolna? Sukces zawodowy? Jego zdaniem osiągnęłaś go przez przypadek, przy sprzyjającym splocie okoliczności. A poza tym, przecież można było o wiele więcej, o wiele lepiej… Gdybyś nie była taka leniwa. Zmieniłaś kiedyś kolor włosów, bo stale mówił, że woli blondynki. Pamiętasz, jak drwił wtedy z Ciebie cały miesiąc? Wydymał usta, w taki nieprzyjemny sposób. Choć nigdy nie powiedział tego wprost, ty wiesz, że nigdy nie będziesz dla niego wystarczająco piękna, dobra. Nie mogę patrzeć, jak się upokarzasz, jak podsuwasz mu domową, jeszcze ciepłą szarlotkę, a on niby żartem odpowiada „może tym razem nie zapomniałaś, że to ciasto i dodałaś więcej cukru”. Niby nic. Tak drobna uszczypliwość. A twoje oczy wypełniają się łzami, bo „znowu zrobiłaś coś nie tak”. I to nie jest jego wina. On po prostu chciałby mieć w domu kogoś idealnego, a ma „tylko ciebie”. Wiele razy tak „żartował” przy wszystkich. „Mógłby mieć każdą, a wybrał mnie” – powtarzasz. Przestań w to wierzyć. Każda kobieta o jakimś podstawowym poczuciu wartości nie wytrzymałaby z nim ani minuty. Twoją słabością jest brak miłości własnej. Uwierzyłaś, że tylko przy nim jesteś coś warta. I nie widzisz, że czujesz, że jest zupełnie odwrotnie. Każdego dnia, za każdym, dobrze przemyślanym, okrutnym zdaniem, kradnie ci twoją wiatę w siebie. Wiesz, to jest ten moment. Jeśli nie zawrócisz teraz, za chwilę będzie ci zbyt trudno. Przecież widzisz to wszystko, wiesz dobrze jak się czujesz, kiedy on jest obok. Przeczytałaś na ten temat mnóstwo artykułów, które Ci podsunęłam. I te, które wysłała Ci twoja mama. Toksyczny związek, emocjonalne uzależnienie od mentalnego kata… Znasz to na pamięć, odnalazłaś się między tymi słowami milion razy. Cóż pozostało? Jeden, ostateczny krok. Tak mało i tak wiele zarazem. Pewnie najtrudniejsza decyzja w twoim życiu. Zrezygnować ze złej miłości, wybrać siebie, uratować się. Dać sobie szansę, zrozumieć, znów żyć. Pomocy. Nie daje rady. Cały czas płacze, nie wiem już co ze sobą zrobić.. Nienawidzę swojego wyglądu, chociaż dużo osób mówi "ładna jesteś" itd. Ale to nie prawda, ja już z tym nie mogę żyć, czuję się sama w sobie jak taki "dziwak" poprostu, nie umiem tego opisać.. To siedzi we mnie cały czas i nie umiem myśleć inaczej. 60 ppt Ten temat ma: Wyświetleń1 tys. Odpowiedzi48 Ocen na +0 60 ppt ? Reklama Reklama Reklama « Wróć do tematów Użytkownicy poszukiwali nie daje sobie rady nie daje sobie rady z yciem nie daj sobie rady nie daję sobie rady nie daje sobie rady w zyciu nie daje sobie rady z życiem nie daje sobie rady z problemami nie daje sobie rady w yciu jesli ktos nie daje sobie eady w zyciu nie daje rady w zyciu nie daje sobie rady z Zyciem co zrobic gdy nie daje rady z zyciem nie daje rady z moim zyciem nie daje juz sobie rady z zyciem nie daje juz rady z zyciem Z pewnością budzą we mnie wiele emocji, a warsztat Lema zasługuje na uznanie i podziw, ale futurystyczny świat to coś, z czym moja wyobraźnia na pewnych płaszczyznach nie daje sobie rady. Choć rozważania zawarte w „Okamgnieniu” podane są w przystępny, klarowny sposób to wymagały ode mnie także dozy skupienia i zaangażowania.
napisał/a: agasiz 2011-08-28 11:07 Witam bardzo serdecznie. Chciałem z Wami podzielić się swoim problemem który od długiego czasu nie pozwala mi normalnie funkcjonować w środowisku, tym problemem jest DEPRESJA. Jest to choroba która potrafiła powalić na kolana 32 letniego faceta który w życiu zawodowym starał się pomagać innym ludziom szczególnie młodym w rozwiązywaniu swoich problemów (pedagog) a sam nie potrafi rozwiązać swoich co za ironia losu. Nie wiem jak poradzić sobie sam z sobą nie mam na nic ochoty i sił tumiwisizm i obynietrzebabyłowychodzićzłóżka to dla mnie chleb powszechny, wyciągnąć mnie z domu to nie lada sztuka nie mówiąc już o problemach ze sferą uczuciowo-intymną jej po prostu obecnie nie ma po prostu brak zainteresowania jest totalny z mojej strony. Byłem u psychiatry brałem do tej pory venafleksynę teraz mam zmienione leki na escitalprolam tzn jestem w trakcie schodzenia z jednego i przechodzenia na drugi w/w lek nie wiem czy to jest tego efekt ale w nocy zasnąć nie mogę mam napady paniki i strasznego lęku plus drżenie rąk i nerwowy ból żołądka. Mam problemy w pracy a raczej byłej pracy bo zostałem wyrolowany przez mojego dyrektora który zwolnił mnie aby przyjąć swojego protegowanego na moje stanowisko prócz problemy w domu opiekuję się 85 letnią babcią która traktuje mnie jak 12 latka wykańcza mnie i psychicznie i nerwowo. nie wiem co robić już niekiedy odechciewa mi się żyć. Pomóżcie napiszcie coś co może wam pomogło wyjść z podobnej sytuacji. Pozdrawiam napisał/a: agasiz 2011-08-28 20:38 Nie wiem czy to normalne w przechodzeniu z leku na lek venafleksyna na escitaprolam ale jestem jednym kłębkiem nerwów i lęku i paniki nie mówiąc o dołach jakie łapie, dzisiaj jest jakiś koszmar normalnie napisał/a: teaman1986 2011-08-29 02:49 Cześć agasiz. Ja biorę wenlafaksynę już przez ponad półtora roku (od stycznia 2010 r.) i na mnie również ona nie działała, bądź działała słabo. Aktualnie jestem w trakcie jej odstawiania, ponieważ nie mam "czystej" jednobiegunówki, lecz CHAD, a antydepresanty (nawet te nowoczesne, takie jak SSRI) mają tendencję do nadmiernego indukowania faz maniakalnych (u mnie raczej hipomaniakalnych) w przebiegu CHAD, co też u mnie prawdopodobnie miało miejsce-i to przy jednoczesnym niepoprawianiu faz depresyjnych przez wenlafaksynę. Wyraźną poprawę odczułem dopiero po wdrożeniu do leczenia "Convulexu" i "Depakine Chrono" (czyli normotymików), z tym że przez pewien czas brałem tylko 600 mg/dobę i to było dla mnie za mało-naprawdę dobrze poczułem się dopiero po zwiększeniu dawki dobowej do 900-1000 mg (2x500 mg rano i wieczorem). Jednakowoż, zapewnie nie odstawię całkowicie wenlafaksyny (obecnie biorę 112,5 mg/dobę, ale stopniowo coraz mniej), gdyż rzekomo kwas walproinowy i jego pochodne (w moim przypadku walproinian sodu) wzmagają jej działanie przeciwdepresyjne. Jeszcze mi się przypomniało, że gdy nagle całkowicie zrywałem z wenlafaksyną (przestawałem łykać kapsułki z dnia na dzień), to od razu miałem nieprzyjemne objawy uboczne, wręcz poważnie utrudniające normalne funkcjonowanie, a mianowicie zbierało mi się na wymioty, miałem nudności, mdłości, zawroty i bóle głowy (zażywałem oryginalny "EfectinER", a jakiś czas temu przeszedłem na zamienniki-"Velafax" i "Venlectine"). Muszę przyznać, że przez pewien czas brałem nawet 225 mg wenlafaksyny na dobę, a jest to minimalna dawka aplikowana w leczeniu depresji w szpitalach psychiatrycznych. Na depresję mogę Ci jeszcze polecić "Ketrel", jednak jest to porada czysto teoretyczna, gdyż mam wrażenie, że źle na mnie działa, tzn. za bardzo mnie "zamula" i pogłębia moje objawy depresyjne (senność, zmęczenie, brak energii do działania, apatię, uczucie wszechogarniającego cierpienia). Najpierw jeden z psychiatrów przepisał mi go jako środek nasenny w małych dawkach (25-50 mg, gdyż mam też zaburzenia rytmu okołodobowego, a do tego czasami nadmierne pobudzenie w fazie hipomanii występowało u mnie wieczorami/w nocy), a obecnie moja stała psychiatrka zaleciła mi "Ketrel" stricte na depresję w dawce 100 mg/noc, ale biorę go tylko czasami (gdy nie mogę zasnąć), gdyż, jakem napisał, chyba źle się po nim czuję. Z kolei jeszcze inna psychiatrka polecała mi włączenie „Ketrelu” na stałe do mojego schematu leczenia, gdyż podejrzewała u mnie spektrum zaburzeń schizoafektywnych i osobowość schizoidalną. Kwetiapina (fumaranu) to środek przeciwpsychotyczny najnowszej generacji, a ponadto rzekomo badania kliniczne wykazały jej wysoką skuteczność w leczeniu depresji przy długotrwałym stosowaniu. Z kolei na napady lękowe mogę polecić Ci lewomepromazynę („Tisercin”), której co prawda nie „ćpałem” osobiście, ale jest mi wiadomo, że stosuje się go w zespołach lękowych. Ewentualnie mogę się podpytać mojej siostry o jakieś dobre środki na lęki, gdyż leczyła się ona na nerwicę lękową. Wiem, że moje porady dla Ciebie mogą nie być supertrafione, skoro cierpisz na klasyczną depresję, a nie na CHAD (tak jak ja), jednak uważam że nasze przypadłości są do siebie mocno podobne, ponieważ w przebiegu moich zaburzeń czas trwania stadiów depresyjnych jest zdecydowanie dłuższy niż hipomaniakalnych. Pozdrawiam, RJPS napisał/a: agasiz 2011-08-29 07:18 Widzisz u mnie wszystko zaczęło się jakieś 4 lata temu też zacząłem swoją przygodę z venafleksyną ale psychiatra zmienił mi ją na citaprolam plus mitrazepinę wszystko byłoby ładnie i pięknie gdyby nie to że po ok 8 mcach nei przestało działać i nie byłoby dodatkowych 20 kg po mirtazepinie jadłem jak oszalały i znów wróciłem do venafleksyny najpierw 75 mg potem 150. tak było do teraz teraz psychiatra kazał mi ją zmienić na escitalprolam i własnie jestem w trakcie schodzenia z alventy i wchodzenia na es... to jakis koszmar dziś udało mi się zasnąć koło poza tym biegunka i takie dziwne stany lękowo nerwowe z dodatkiem paniki że hej na niczym nie mogę się skupić i wgle masakra. Psychiatra coś mówił mi że dołoży mi trazodon ale pierw out venafleksyna. No i po venafleksynie moje funkcje seksualne spadły do prawie zera co nie jest miłym objawem :( Pozdrawiam agasiz napisał/a: Agusia1982 2011-08-29 11:17 Przy lekach psychotropowych,schodzeniu z dawki,wchodzeniu na nową takie stany jak opisujesz są zupełnie normalne i mogą trwa nawet 2,3 tygodnie. Gdyby po tym czasie nie było poprawy to trzeba zastanowić się czy lek jest odpowiednio dobrany. Pamiętaj jednak,że sam lek sprawy nie załatwia...w Twoim przypadku może zastanowił byś się nad terapią?szkoda życia. Nie jestem pewna czy sam dasz rade a gdyby ktoś poprowadził za rękę będzie znacznie łatwiej. Praca nad sobą,wytrwałość to jedyna słuszna droga. Oczywiście leki pomocniczo jak najbardziej...ale nie jako jedyna droga do sukcesu. napisał/a: agasiz 2011-08-29 19:20 Wiesz dlatego postanowiłem iść do psychiatry żeby leczenie mojej depresji było pod fachowym okiem a nie na zasadnie może to zadziała albo to w wykonaniu lekarza rodzinnego. Co do psychoterapii z tym może być problem a nawet duży problem. a Venaflexynę odstawiam następująco: dzień zero 150 mg dzień 1 - 7, 100 mg venaflexyny rano + 5mg escitaprolamu wieczorem, dzień 8 - 14 50 mg vena + 5 mg escit... 15 dzień 10 mg escita.... wieczorem już bez venaflex. Wiec jest to chyba dość rozsądne postępowanie moim szczęściem jest to ze mam venaflexynę w postaci podzielnej przez 3 wiec nie ma problemu z dzieleniem. mam mieć dołożony jeszcze trazodon ale to po odstawieniu veny... Co myślicie o takim postępowaniu nadmieniam ze lęki i taka dziwna nerwica cały czas się utrzymuję i zaczyna zwiększać się mój napęd to chyba dobrze napisał/a: Agusia1982 2011-08-30 10:04 Kurde nie wiem co Ci napisać bo z tymi lekami jest strasznie skomplikowana sprawa. Jak dla mnie powinieneś mieć jeden odpowiednio dobrany lek stały,ewentualnie jakiś doraźny a i tak to jak na mój gust za wiele. Zmieńmy troszkę temat...leki lekami okej a co robisz poza lekami by czuć się lepiej? Czy Twój lekarz jest sprawdzony czy z łapanki jak ja to nazywam? napisał/a: agasiz 2011-08-30 19:17 Dzięki za to, że wgle się odezwałaś do mnie. Lekarz u którego wpierw byłem byłem ordynatorem oddziały psych szpitala powiatowego, ale niestety cena wizyty nie poszła w jakość i byłem prowadzony przez lekarza ogólnego z marnym skutkiem no ale cudów nie można się spodziewać. Niedawno odkryłem NZOZ który specjalizuje się w terapii uzależnień i psychoterapii i tam przyjmuje psychiatra i teraz jestem ustawiany przez niego na antydepresanty. Na razie biorę tylko leki, żeby wrócić do "żywych" bardzo to trudne wykrzesać z siebie choć trochę sił do jakiegokolwiek działania. Ale staram się jak mogę nie zawsze wychodzi. Masz rację z lekami nie jest prosta sprawa ale z życiem jeszcze gorzej więc trzeba jakoś wypośrodkować. Pozdrawiam M napisał/a: Agusia1982 2011-08-31 11:30 Masz racje. Są osoby,którym wystarcza też takie,które radzą sobie same poprzez różne ćwiczenia i zmiany toku myślenia. Są tez takie jak ty...czy jak byłam ja,które bez leków nie ruszą. Mogę Ci tylko napisać,że mam ogromną nadzieje,że ten lek będzie trafiony. Widzisz ja nie popieram leków ale czasami tylko to potrafi postawić na nogi i dać powera do walki. Ja uważam ,że dzięki temu dałam rade walczyć,że teraz daje radę żyć normalnie. napisał/a: agasiz 2011-08-31 12:14 Wiesz ja teram mam bardzo trudną sytuacje w domu depresja na dodatek utrata pracy - dałem się wyrolować jak mało kto a od kilku nocy ten sam sen po którym jestem bardziej zmęczony i zdenerwowany niż kładę się spać. Oprócz tego takie dziwne ściśnięcie w żołądku mam nadzieje ze to tylko chwilowe przy zmianie leków bo może być wesoło albo i nie. Ja sam będąc pedagogiem nie umiem sobie pomóc to jest jakiś dance macabre. pozdrawiam napisał/a: Agusia1982 2011-08-31 19:50 No jak widać na załączonym obrazku każdego może spotkać. Nie wiem z jakim problemem zmagasz się domu...(jak chcesz możesz mi napisać na pw)a jeśli chodzi o pracę to nie zadręczaj się bo nie warto. Należy zamknąć ten rozdział i iść do przodu...nie patrz wstecz bo sam widzisz ,że to tylko utrudnia sprawę. Jeśli wiesz,że stało się to nie słusznie to niech żałują ,że stracili wartościową osobę w swych szeregach a ty znajdziesz coś lepszego. Sny sa zazwyczaj odzwierciedleniem tego co przeżywamy w ciągu dnia i od tego też zależy jak czujemy się rano.
\n \nnie daje sobie rady z życiem
wewnętrzny krytyk. Wewnętrzny Krytyk. Nie daje wskazówek, karci za bezradność. Jak sobie z nim poradzić? 02 lutego 2021 17:40. 6 min czytania. Przemysław Mućko.
napisał/a: 2Pac 2016-02-13 00:14 Witam. Byłem z dziewczyną rok, mam 20 lat, ona 19. Byliśmy wspaniałym związkiem i każdy z zewnątrz nas podziwiał. Jednak ja ją okłamywałem w nawet najdrobniejszych kwestiach kiedy ona dawała mi tyle szans. Wiem jaki błąd popełniłem i wiem kim dla mnie jest, chciałbym ja odzyskać ale nie wiem jak. Staram się zmieniać i robić to, o czym kiedyś mówiłem że robię. Teraz mówi mi, że nie mam u niej szans kiedy to ja nie daje sobie rady bez niej i również tego, że mama ma raka. Wiem, że nikogo nie ma i wiem też, że zaczęła przyjaźnić się z moim byłym przyjacielem do którego NIC NIE CZUJE. Co powinienem zrobić, żeby odzyskać tę dziewczynę? Rozstaliśmy się z powodu moich kłamstw. napisał/a: dkmp5 2016-02-13 01:55 Są dwie opcje weźmiesz się za siebie i nie będziesz się na razie odzywał do póki nie popracujesz nad sobą bo jej na pewno potrzeba czasu i odzywając się, prosząc ją tylko przekreślasz swoje szanse o ile już tego nie zrobiłeś bo jesteś dla niej słabym gościem , ale druga opcja jest taka że już ma Cie dość i musisz odpuścić , nic nie da rady zrobić . Współczuję choroby twojej mamy , ale musisz być silny , załamując się na pewno nie pomożesz sobie , mamie , i tym żeby wrócić do dziewczyny , także weź się za siebie . Moja dziewczyna jak zerwaliśmy też z głównie mojej winy jak się dowiedziała co u mnie i co zrobiłem to sama chciała wrócić , tyle że ja zachowałem twarz i zerwałem z nią żeby nie było jej ciężko ze mną . Ale może się uda , bądź mężczyzną i głowa do góry . napisał/a: 2Pac 2016-02-13 19:33 Właśnie nie raz prosiłem ją żeby dała mi ostatni raz spróbować, żeby nie bała się mi zaufać. Nie daje sobie po prostu rady bez niej, brakuje mi tego, kiedy mnie przytulała, mówiła że mnie kocha i praktycznie wszystkiego. Nie wiem co mam ze sobą robić, pracuję ciągle nad sobą. Przestałem kłamać, przestałem robić wszystko co złe było we mnie a ona nadal nie chce wrócić, a ja nie potrafię odpuścić bo zależy mi na niej i boje się, że zaraz znajdzie sobie kogoś nowego i ja już nie będę miał szans. Jestem już w takim dołku, że nie potrafię w ogóle ogarnąć się i poradzić sobie bez niej.. I staram się każdego dnia walczyć o nią, przepraszam za wszystko. Dziś dałem jej kwiaty i list prosto od serca bo jutro walentynki, a mi bez niej po prostu nie chce się żyć. Tak, jestem słaby i jestem tchórzem. Ale kocham tę dziewczynę bardzo mocno. Dodam też, ze ma 19 lat, maturę w tym roku, była moją pierwszą łóżkową i pierwszą poważniejsza dziewczyną, jednak moi rodzice strasznie ją polubili.. napisał/a: dkmp5 2016-02-14 02:08 No tylko że dalej nie robisz wszystkiego żeby do niej wrócić , to co odczuwasz to normalna rzecz . Ale ja Ci mówie tak jej nie odzyskasz . Wybaczy Ci z litości , jak ją ubłagasz i potem powie że to pomyłka . Wejdź na i poczytaj podstawy i klasyki, znajdziesz tam dobry materiał który Cię odpowiednio nastawi i nauczy . Tylko czytaj i stosuj to co Ci potrzebne i rób to z głową . napisał/a: 2Pac 2016-02-14 02:21 Właśnie największy problem w tym, że się ogarnąłem. Pracuję normalnie (musiałem rzucić studia przez sytuacje z mamą, niestety), przestałem kłamać (chyba najlepsze z tego wszystkiego że przestałem bać się mówić prawdę), zacząłem zmieniać w sobie cechy te, które drażniły innych. Dziecinność, niezorganizowanie, zaniedbywanie samego siebie. Do niej np. w niedzielę potrafiłem iść w dresie, teraz ubieram go tylko i wyłącznie w momencie kiedy chodzę sobie po domu, idę na trening lub jadę samochodem w dalszą trasę. Dziecinność zamieniłem na dojrzałość. Podejmowanie przemyślanych decyzji to u mnie pierwszy i podstawowy krok, zanim odpowiem coś głupiego zawsze zastanawiam się dwa razy. Jeśli chodzi o niezorganizowanie - nie spóźniam się i dotrzymuję obietnic. Przestałem również wciągać tabakę (co strasznie jej przeszkadzało, ponieważ od papierowych rurek przecinałem sobie nos i miałem rany). Codziennie kąpiel, włosy na żel, ogolony (nie do końca, bo mam bródkę i wąsika o którego sobie dbam). Przestałem również palić, żeby nie śmierdziało mi z buzi. Zacząłem znów grać w kosza, znów robię wsady i znów jestem liderem swojej drużyny. Zarabiam w tej chwili 3500zł miesięcznie. Ale nadal nie wiem, co mam robić, żeby wróciła. Czy też na litość czy nie, wciąż byłbym na każde jej zawołanie bo strasznie mocno ją kocham. Ale wiem, że gdyby spędzała ze mną czas - zauważyłaby te przemiany. A tak nic, ani widu ani słychu. Nie wiem czy zerwać kontakt, bo boję się że to całkowicie zaprzepaści szansę na ten związek. Wiem też, że jeszcze jak czasem napisze to tęskni za mną. I że wciąż jest sama. Niestety nadal nie wiem co robić, aby wróciła. I jeszcze jest jeden problem. Z 86kg schudłem do 65kg przy wzroście 189cm. Nie mam ochoty jeść ani nic robić, inne dziewczyny nie wchodzą w grę. Próbowałem, ale wszystko kojarzy mi się z nią. Wieczorami i rankami płaczę jak dziecko, kiedy zawsze byłem kolesiem którego nic poza krzywdą własnej rodziny nie wzruszało. Jedynie jej płacz powodował to samo u mnie, tak samo jak uśmiech powodował uśmiech. Przyznaję się szczerze i bez bicia, że jestem już na skraju załamania. A największym plusem i tym, w czym się zakochałem był jej charakter i szacunek do drugiej osoby. Była jedyną dziewczyną (miałem wcześniej 2, ale to były zwykłe zauroczenia bo ładna itd) która przyszła do mnie do domu i pierwsze co, to nie poszła oglądać tv czy tulić się ze mną, a widząc mojego młodszego brata zapytała się czy chce się z nią pobawić, czy zagrają w coś razem a dla moich rodziców sama piekła ciasta, robiła sushi. Strasznie wtedy tym wszystkim mi zaimponowała i wiem, że dla mnie to ta dziewczyna jest miłością. napisał/a: dkmp5 2016-02-14 12:26 Może i zmieniłeś te rzeczy , ale cóż z tego jak jesteś picza ? Nie wiem jak twoja kobieta ale większść kobiet nie lubi cipek . Więc moim zdaniem jeżeli walczysz o powrót do niej to bycie silnym facetem jest fundamentalną kwestią . Napisałem Ci adres strony która powinna Ci pomóc ale nawet Ci się nie chciało przeczytać ... Postaw się na miejscu kobiety , ona potrzebuję w Tobie oparcia itd , zrywacie bo ją okłamujesz , potem za nią latasz i płaczesz i prosisz o powrót . Dla niej jesteś przykrym kolesiem, myśląc jak kobieta w życiu byś sobie nie dał szansy . Płaczesz , nie jjesz itd bo tak jest najłatwiej i Ci się nie chce po prostu najłatwiej jest się poddać . Pokaż że masz jaja i tyle . napisał/a: 2Pac 2016-02-14 20:28 Wchodziłem na te strone, szukałem porad a nawet się zarejestrowałem. Co do twojego podejścia - możliwe ze jest dobre, bo zazwyczaj kiedy oleje się sprawę dziewczyna zaczyna się zastanawiać. Niby wszystko super, mogę nie pisać, nie odzywac się i nie poruszać tematu związku w ogóle, a dla siebie samego się zmieniać. Jednak co jeśli - znajdzie sobie kogoś innego bo na mnie powiedzmy ma już wyjebane? Niezbyt satysfakcjonuje mnie jej odejście i zastąpienie mnie kimś innym, bo nienawidzę porażek. Chce ja odzyskać za wszelką cenę. Cokolwiek będę musiał poświęcić, poświęce. Wiec wg twojego toku myślenia - mam przestać prosić się o związek i szanse a czekać aż sama zauważy zmiany i się odezwie? napisał/a: errr 2016-02-14 20:46 dkmp5 napisal(a):Więc moim zdaniem jeżeli walczysz o powrót do niej to bycie silnym facetem jest fundamentalną kwestiąco to znaczy silny facet według Ciebie dkmp5? jakbyś go opisał? napisał/a: dkmp5 2016-02-14 22:26 Konsekwencja, prowadzenie w związku , opanowanie , nie nachalność , MYŚLENIE , dżentelmen . Ale wiadomo czasami też kobiety są dominujące . A co do autora , może być tak że już ją straciłeś i ona nie może na Ciebie patrzeć. Może być tak że jak zobaczy jaki postęp zrobiłeś to będzie chciała wrócić . Ale wiem jedno może jak za nią teraz będziesz latał to ją weźmiesz na litość , ale Cię potem oleje i powie że to nie to albo coś innego . Albo Cię zleje . napisał/a: errr 2016-02-15 10:20 napisal(a):Konsekwencja, prowadzenie w związku , opanowanie , nie nachalność , MYŚLENIE , dżentelmeni której z tych cech poza rozumianą w tej sytuacji "nie nachalnością" nie posiada autor że nazywasz go "piczą"? Chłopak odwalił kawał dobrej roboty a Ty go wyzywasz... czy tak zachowuje się silny facet? ;) napisał/a: dkmp5 2016-02-15 13:19 napisal(a):Czy też na litość czy nie, wciąż byłbym na każde jej zawołanie bo strasznie mocno ją kocham to nie jest dla kobiet atrakcyjne . Bardzo dobrze że wziął się za siebie , przyda się mu na przyszłość . napisał/a: errr 2016-02-15 13:49 oj, możesz się kiedyś mocno zdziwić :)
Okazało się, że Zielona Strzała połączył siły z innymi herosami. Grupie pomaga również Clark, jednak odmawia przyłączenia się do niej na stałe, gdyż nie rozwiązał jeszcze sprawy z uciekinierami. Po złapaniu wszystkich widm zostało tylko jedno najgroźniejsze, z którym nawet Marsjanin nie daje sobie rady.
2 marca 201726 października 2017 idealne kobiety, każdy czasem nie ogarnia, każdy czasem traci panowanie, kura domowa, masz być szczęśliwa, matka polka, nie daję sobie rady w domu, nie daję sobie rady z dzieckiem, nie kłam, nie musisz być idealna, nie musisz ogarniać, nie musisz żyć perfekcyjnie, nie ogarniam, nie ściemniaj, perfekcyjna pani domu, perfekcyjne kłamczuchyZa każdym razem, gdy widzę dyskusje na temat bycia perfekcyjną panią domu, wzorową pracowniczką, królową kuchni, świetną kochanką dla męża Czytaj dalej Chyba każdy zadaje sobie pytania dotyczące życia, cierpień, śmierci czy przyszłości. Ważne są też dla nas codzienne sprawy, na przykład jak zarobić na utrzymanie albo jak mieć szczęśliwą rodzinę. Wiele osób znalazło w Biblii nie tylko odpowiedzi na pytania życiowe, ale też praktyczne rady przydatne na co dzień. Cześć, Kolejny raz na forum zawróce Wam głowe tym samym tematem, który w kółko u mnie króluje. Bezsennosc pojawiła się u mnie w pazdzierniku zeszłego roku w wyniku stresu związanego ze zmianami w życiu (wyprowadzka z domu rodzinnego). Zrozumiała sprawa. Teraz, po 8 miesiącach, trwa nadal. Czynników stresujących - brak. Wyprowadziłam się, jest świetnie, jestem z tego powodu szczęsliwa. Bezsennosc jednak nadal pozostała. W tygodniu (bo w weekendy spie dobrze) kładę się do łóżka zmęczona i zrelaksowana. Nie mysle o niczym, ne stresuje się niczym. Kładę się, chcę zasnąć, już czuje jakby miałlo to nastąpic i......nic. Mija godzina 24, 1, 2, 3.....Dochodzi do tego, że siadam i płacze z bezsilności. Rano oczywiscie musze wstac do pracy, ok. 6. Bez tabletek mogę spać max. 4,3 godziny. To nie jest do wytrzymania. To trwa od pażdziernika. Do pewnego momentu myslalam, ze się zbyt nakręcam i stresuje tym spaniem bo fakt, po tylu miesiącach miewam strach przed spaniem bo po prostu nie pamiętam, kiedy ostatnio zasnęłam w tygodniu naturalnie i się nie męczyłam. Więc siłą rzeczy juz ten strach wystąpił. Teraz po prostu ja już nie wiem co mi jest. Relaksacja, sport, higiena snu - nic nie zdaje egzaminu a uwierzcie mi, ze próbowałam. Po takiej nocy wstaje zmęczona i nie mam sił do funckjonowania. Przestałam lubic swoja prace bo zaczęła kojarzyc mi się ze zmęczeniem. Mysle, ze nawet czlowiek bez zaburzenia po tylu słabych nocach, w ktorych organizm nie moze sie zregenerowac czułby irytację i zmęczenie. Ja to mam od pazdziernika. Ratuję się tabletkami. Od ziołowych, syropków, passiflora itp, bellergot, nasen, a ostatnio aviomarin, który jest moim ratunkiem bo daje sen na 8 godzin. I pewnie, mogłabym teraz nie pisać tego posta i łykać sobie wesoło leki, ale mi nie o to chodzi. Jestem zrezygnowana, sfrustrowana, smutna i zmęczona, zmęczona tym problemem. Psychiatra polecił mi "terapię" nasenem, czyli zolpidemem. Przez 5 dni codziennie nasen, potem dwa dni przerwy i powtórzyć jeszcze raz ten cykl. Twierdzi, że to mi wyreguluje fazy snu. Ja do tego pomysłu podchodzę sceptycznie i jeszcze tej formy "leczenia" nie próbowałam. Chcę spać bez tych pieprzonych leków. I mówie sobie "ok dzis nic nie łykniesz". Nie łykam - i nie spie. Czuje, ze kłądąc się mam czysty umysl, bez stresów. Potem mijają godziny, oczy się zamykają ale snu nie ma. Jakby mi sie coś poprzestawiało, jakbym nie umiała już spać naturalnie. To mnie wykańcza, trwa już za długo. Zauwazylam, ze jestem często smutniejsza i bardziej nerwowa niż zwykle - i do cholery, trudno mi się dziwić. Nie potrafię nabrać dystansu do tego, nie potrafie mieć w du*ie tego, że ledwo zipie bo jestem zmęczona a trzeba isc do pracy i gadac z ludzmi. Serio, nie potrafie nabrac do tego problemu dystansu bo zbyt do wplywa na moje zdrowie, nawet nie tyle co psychiczne ale fizyczne. Pewnie, mogę isc do psychiatry, da mi leki, pewnie antydepresanty zebym spała. Świetnie, tylko najczęsciej slysze ze osoby, ktore braly tego typu leki, po odstawieniu nadal nie mogly spac. Nie urządza mnie to w takim razie. Jest mi ciiężko, jest mi cholernie smutno i zle. Dziś wstałam po 3 godzinach snu, zaczęłam przygotowywać się do pracy i nagle poleciały mi łzy. Popłakałam się jak małe dziecko. Rozsypałam się już. Kochani, proszę o rady, o Wasz punkt widzienia i opinie. Proszę o pomoc. Nie analizuj Nie twórz katastroficznych wizji Nie narzucaj sobie presji Puszczaj kontrolę Kiedy myślisz: “dłużej nie dam rady…” – oto, dlaczego się mylisz. Lubię to! W sporcie, pracy i miłości zdarza się, że dochodzisz do granicy wytrzymałości i w końcu słyszysz ze swojego wnętrza: dłużej nie dam rady. Kiedy NAPRAWDĘ nie dajesz rady i czy to już – oto, co mówią o tym poważne, naukowe badania. Odpowiedzi A co sie stało . ;( ? ? ? AnaUsagi odpowiedział(a) o 20:12 nic żyj dalej moja dewiza ,,zawsze jest komuś źler ale trzeba pamiętać że pużniej będzie lepiej'';) Gnieszka odpowiedział(a) o 20:14 Dasz radę, tylko musisz w to uwierzyć. ;) Wyłącz komputer, włącz spokojną muzykę, połóż się na łóżku, zamknij oczy i przypomnij sobie WSZYSTKIE radosne chwile sojego życia. Przypomnij sobie spędzone chwile z rodziną, koleżankami. Wyobraź sobie swoją przyszłość, ale pozytywną. Jako rodzica, jako gospodyni domową krzatającą się w kuchni.. Poradzisz sobie. Trzymam kciuki. ;) noo to witaj w klubie - _ - zycie nie jest piekne !! kazad chwila krotra sie wydawala chociaz troszku szczesliwa zaazr stawala sie przeklenswtem !! wszytko sie sypie ! nic nie wychodzi!!!! znika ta twoja niby rzeczywistosc ? owszeeem taak !! Mialam identyczny problem i powiem tyle walcz o swoje !!! nie daj sie |!! kazdy zasluguje na szczescie !! i to jest tylko twoja wina wylacznie twoja ze zycie jest twoje okropne !! to ty popelnilas bledy !! wykorzyslaas za duzo szans od losu ? to zlap ja sama zbuduj ja !! ja tez zniszczylam duzo pieknego ale staram sie to odzykac !! i ide krok po kroku !! i daje pomalutku rade !! ja moge to ty tez mozesz !! trzymam kciuki !! po prostu uwierz w siebie !!!! zalujusz jakiegos swojego bledu ? zaluj tylko tego czego nie zrobilas !! pzdr !! Uważasz, że ktoś się myli? lub
Nie próbujesz nowych rzeczy i nie wychylasz się z tłumu. Podświadomość daje Ci znak, abyś to zmienił, ponieważ kiedyś możesz żałować, że nie spróbowałeś w życiu wszystkiego. Sen, w którym ktoś daje Ci broń do ręki — Twoje działania sprawią, że znacznie zyskasz w oczach swoich znajomych lub współpracowników.
Nie pije od pięciu miesięcy,o ile z alkoholem daje sobie radę, to w życiu rodzinnym już coraz gorzej. Boję się że to mnie w końcu przerośnie. Gdzie szukać pomocy? Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Witaj na forum , napisz więcej o sobie Marcin .. o rodzinie także. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Witaj,jestem Marta jak do tej pory sobie pomagałeś? Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Witaj na forum Ukończyłeś jakąś terapię, czy tylko zakręciłeś butelkę ? Gratuluję Ci pięciu miesięcy. Jestem Darek alkoholik Podróż na tysiąc mil zawsze zaczyna się od pierwszego kroku... Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Alkohol był stałym elementem mojego widziałem problemu w moim piciu,pilnowałem pracy w domu niczego nie brakuje. Żona tylko od czasu do czasu zwracała uwagę że przesadzam. Spływało to po mnie jak po przysłowiowej kaczce. Dopiero problem mojego dziecka z używkami różnego rodzaju i moja niemoc z pomocą mu z tym problemem popchneła mnie do decyzji wyeliminowaniu alkoholu z mojego życia Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Pomógł mi kolega który walczy z nałogiem od ponad roku. I uswiadomienie sobie że problemy moiego dziecka z alkocholem. To w dużej mierze moja wina. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Jak sobie radzisz nie pijąc? korzystasz z terapii , terapeuty?..Alkoholizm to choroba ,która dotyka całą rodzinę. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Tsu Marcin Ja też 44 Alkoholik. W końcu bez złudzeń co do tego. jestem tylko przechodniem na tle wybranego miasta mam papierosy i drobne i dziurę w kieszeni płaszcza Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Jak narazie z nie piciem całkiem dobrze mi idzie. Ale nie wiem czy dam radę w tym trwać. Ciężko mi na co dzień w relacjach rodzinnych. Mocne huśtawki nastrojów. Ze skrajności w skrajność poważnie myślę o jakiejś grupie wsparcia,terapii. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Gdy piłem byłem dobry dla wsystkich. Dla żony bo chciałem żeby przymykała oko na dwa piwka lub 100 gram co dzień, na soboty z utratą pamięci. Dla dzieci które wykorzystywały ojca na lekkim cyku. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Mariusz zacznij działać i szukać wsparcia w terapii , u terapeuty i na mittingach jest cieżki i bardzo ważny w trzewieniu, szkoda byłoby tego czasu ,który już masz za obwiniaj sie za dziecko , tu nie ma winnych , nie miałeś wpyływu na siebie za bardzo a co dopiero za syna..znam to z Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Witaj Marcin Udanie się po wsparcie, kontakt z innymi niepijącymi, zmiana schematów, praca nad emocjami, dużo tego, ale możliwe do realizacji. Jestem Monika alkoliczka. Nie próbuj przeskakiwać schodów, kto ma długą drogę przed sobą, nie biegnie - Paula Modersohn-Becker (,,,) nie nauki...czujesz, że to nie tak - Przyjaciel Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Marcin ja Ciebie rozumiem, tylko Ty trzeźwy i robiący coś ze swym problemem alkoholowym możesz wytrącić synowi z ręki ewentualny argument, który wpędzać Cię może w poczucie winy z powodu jego picia. Gdyby uzasadniał swoje picie Twoim - mógłbyś spokojnie powiedzieć: ale ja zacząłem działać. Mój dobry kumpel z AA czasem straszy syna na wesoło, że jakby co - będzie musiał chodzić na mitingi z ojcem, więc niech się pilnuje z alkoholem. Myślę, że nie pozostaje Ci nic innego, jak dać "dobry przykład", by odsunąć od siebie poczucie winy. Wszak przysłowie ludowe: "jaka woda - taki młyn, jaki ojciec - taki syn",. nie działa w takich przypadkach na każdego na ojca optymistycznie, tak samo jak niepodważalny fakt, iż rodzic jest jednak jakimś dla dziecka wzorcem. Nie podbudowuj się swoją dobrocią dla innych w domu w czasie swego picia, bo miałeś w tym swój interes. Kupowałeś sobie u nich przyzwolenie na picie. Jestem alkoholikiem - witaj, czytaj, pisz i działaj w realu - terapia albo mitingi. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Ostatnia edycja: przez andrzejej. Marcin Dziś nie piję, dlatego właśnie dziś robię dla siebie coś, za co podziękuję sobie w przyszłości. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Nie próbuje w żaden sposób podbudowywać się moją dobrocią wobec innych,podczas mojego picia. Do czego zmierzam kiedyś byłem miły dla bliskich bo miałem w tym interes. Teraz gdy nie pije trochę przestaję mi zależeć. Coraz rzadziej przygotowuje kolacje obiad czy niedzielne śniadanie co pewnie było wynikiem moralnych kaców. Wspólne szwendanie się po galeriach aprobata wszystkich wyborów drugiej połowy. Długie rozmowy przy butelce wina. Teraz mamy dużo mniej kolegów znajomych. Robię się zgorzkniały, żona mówi niby że woli ten stan ale daje mi do zrozumienia że jastem ciężki lekko mówiąc. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Marcin konieczne jest fachowe wsparcie , zmiana relacji w rodzinie to mozolna praca , nie wiem czy Twoja żona Cie wspiera ? czy żąda trzezwości sama pozostając tą samą gdy piłeś..terapeuta dla Ciebie, psycholog dla żony też byłby pomocny zrozumieć zmiany w rodzinie bo to nie jest proste i w rodzinie dysfunkcjnej jest bardzo pogmatwane we wszystkim .Ale Twoja trzeżwość dla Ciebie to gdyż Ty możesz być tym poczatkiem dobrych zmian w Twojej rodzinie. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Chyba sam niepostrzeżenie zasiałem w sobie ziarno niepewności. Nie wiem czy mogę tu pisać takie rzeczy? Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Dlatego tu jestem fizycznie nie wlewam w siebie alkoholu,ale w mojej głowie myślach jest coraz częściej. O wiele częściej niż chociażby trzy miesiące wstecz Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Marcin tu na forum jesteś zupełnie anonimowy , wszyscy tu jesteśmy z bardzo podobnymi problemami/ sądzę ze nie musisz się niczego masz na myśli pisząc o swojej niepewności? Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Wiem że to dobrze dla mnie i dla moich bliskich że nie pije. Tylko się boję że zaczynam im fundować jakiś kolejny stan w którym to ja się dobrze czuje a oni nie koniecznie. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. To egoizm przeze mnie przemawia. Teraz wolny czas który kiedyś spędzałem na piciu i rozmowach z kolegami, zmieniłem na pasie które były na drugim planie. Ale wraz to są moje pasje i przez nie zaniedbuje bliskich. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Hej, jestem Dawid alkoholik.. mamy podobny staz nie picia bo mi niedawno minelo tez 5 miesiecy. Ja jestem sam ale tez mam ciezki okres, pomagaja mi mityngi i program AA. Pomagaja rowniez rozne publikacje na yt o alkoholizmie i lektury, latwiej zrozumiec siebie. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Jeśli chodzi o moją niepewność to nie to czy dobrze robię próbując nie pić, tylko czy robię to w dobry sposób ,myślę że nie najlepszy. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Witaj Marcinie na forum Jestem alkoholikiem ,który też doświadczył nie najlepszych sposobów trzeźwienia. Samo nie picie ,to jeszcze nie to zeby zmienić stare schematy potrzebowałem terapii,mityngów AA,spotkań i wysłuchania doświadczeń drugiego alkoholika. To jest czasie picia utraciłem wiele stref mojego życia w życiu rodzinnym. Po to żeby je odzyskać ,potrzebowałem czasu,dużo da się tego odzyskać tylko nie było potrzeba moich realnych jak zacząłem pracować nad sobą,nie oczekując nic w zamian,zacząłem pomalutku dostrzegać ,że idę w dobrym kierunku. Pozdrawiam i życzę mądrego wyboru dalszej trzeźwej drogi Jurek alkoholik. Pomagając sobie pomagasz innym. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Cześć Jurek coraz bardziej uświadamiam sobie że sam nie dam rady naprawiać czegoś przy okazji czegoś nie psując Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Bardzo dobrze,że sobie że to dobry czas na realne działanie. Masz jakiś plan na siebie ? Pomagając sobie pomagasz innym. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Szczerze nie bardzo. Jest w moim mieście klub AA ale nie wiem czy chcę tu u siebie szukać pomocy. To dosyć mała społeczność na pewno wiele znajomych twarzy. Ciężko by mi było się przed nimi otworzyć Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. . alkoholik. "Chętnych los poprowadzi, niechętnych wlecze"- Seneka Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Cześć Marcin Z tego co czytam nie pijesz 5 miesięcy ale nie doczytałam się czy cokolwiek robisz w kierunku by sie nie napić za jakiś czas. Bo o to w tym wszystkim chodzi żeby nie pić tylko dziś i żeby tych dni było jak najwięcej. Chodzi też o to żeby nie pijąc czuć się dobrze, mieć dobry humor, być dyspozycyjnym i rozmownym. Do tego potrzebna jest wiedza i drugi Alkoholik. Wsio podane, gotowiec, tylko iść do specjalisty lub/i na miting. Mieszkam a małym miasteczku i w nim chodzę na mitingi i na grupę wsparcia. Nie wstydzę się, wstydziłam się jak piłam. Nie boję sie plotek o mnie bo mnie nie dotyczą, więc czuję się czysta i wolna od zarzutów. To można osiągnąć dzięki własnej pracy, zrozumienia, rozmów z tymi, którzy mają taki sam problem jak Twój. w tych rozmowach dowiesz sie jak inni sobie radzili. Teraz obniżony nastrój, apatia, milczenie to dość normalne. To minie ale nie samo. Trzeba temu pomóc Słowo raz wypuszczone nigdy nie powróci. Emilka Alkoholiczka Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Cześć szekla. Nie robię nic by nie napić się w przyszłości, dlatego tu jestem. Nie składam deklaracji wobec siebie niczego sobie nie obiecuje bo wiele razy zawiodłem siebie i moich bliskich. Bardziej boję się utraty tego czasu bez alkoholu niż samego napicia się. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Powtarzam się jest mi dobrze z moim niepiciem. Chcę jeszcze żeby ludzie w około mnie dobrze się czuli. Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Najpierw ugruntuj tę radośc w sobie a potem zajmij się otoczeniem. Niezmienne jest tylko to, czego zmienić nie chcemy Proszę Zaloguj lub Zarejestruj się, aby dołączyć do konwersacji. Pisze żeby sie wyżalić i zapytać was, skąd macie siłę żeby walczyć z życiem i w ogóle żyć. Mam już 30 lat, mam dobre wykształcenie , męża. Nie mam dzieci bo uważam ze z moim fot. Adobe Stock Po trzeciej w ciągu dwóch miesięcy infekcji Helenki zaczęłam mieć wrażenie, że na naszą rodzinę ktoś rzucił klątwę. Dzieci wiecznie były chore, Janek miał problemy z szefem, ja stłukłam kryształową misę od babci… Wszystko szło coraz gorzej, a do tego mąż poinformował mnie, że do Polski przyjeżdża jego mama. – Ale teraz? Do nas? – wpadłam w popłoch. – Skąd taki pomysł? – Nie widziała nas od naszego ślubu – przypomniał mi. – No i chce poznać wnuki. To chyba normalne, nie sądzisz? Twoja mama praktycznie u nas mieszkała po pierwszym i drugim porodzie. No tak, tyle że moja mama jest zgodną, ciepłą kobietą, która każdemu nieba przychyli. A moja teściowa… Wiem, że wiele synowych utyskuje na teściowe, i zawsze sobie obiecywałam, że ja taka nie będę. Chciałam się dogadać z panią Romaną, zaskarbić sobie jej sympatię. Tyle że podczas ślubu i wesela byłam w ogromnym stresie, a ona wyglądała na absolutnie niezadowoloną ze wszystkiego. Już na naszym weselu pokazała, na co ją stać – No tak, mama jest bardzo wymagającą osobą – przyznał mi rację świeżo upieczony małżonek. – Właściwie to bym powiedział, że jest perfekcjonistką. U nas w domu nic nie miało prawa leżeć nie na swoim miejscu. – Ale to były tylko pomylone winietki… – westchnęłam. To była główna przyczyna niezadowolenia mamy Janka. Jakimś cudem winietka z jej imieniem znalazła się przy bocznym stole zamiast przy głównym. Błąd szybko naprawiliśmy, ale widziałam dezaprobatę na twarzy teściowej. Do tego skomentowała, że mój perłowy lakier do paznokci jest „bardziej wieczorowy niż ślubny” i dwa razy odesłała kelnera z daniem, bo coś jej nie pasowało. Tak, rzeczywiście pasowało do niej słowo „perfekcjonistka”. I właśnie dlatego wpadłam w panikę, że przyjeżdża. Bo ja – dla odmiany – byłam absolutnie nieperfekcyjna. Nie mam pojęcia, jak pani Romana zdołała wychować trójkę dzieci i utrzymać przy tym nieskazitelny porządek. Ja nie dawałam sobie rady już z jednym, a kiedy urodziłam drugie, nasz dom zaczął przypominać obóz przetrwania. Posprzątane nie było praktycznie nigdy, chociaż pilnowałam, żeby nie było brudno. Ale mnóstwo rzeczy zdecydowanie nie leżało na swoich miejscach. Ba! Spora część z nich nawet takiego miejsca nie miała, jak tor samochodowy Leosia rozłożony w dużym pokoju czy piłka do fitnessu, na której uwielbiała podskakiwać Helenka. Po prostu trzeba było lawirować pomiędzy tymi przeszkodami, starając się na nic nie nadepnąć ani niczego nie zniszczyć. – Nie mam czasu ani siły sprzątać przed przyjazdem twojej mamy – powiedziałam mężowi. – Może tylko ogarnę łazienkę. Mógłbyś wynieść słoiki do piwnicy? I zabrać te pousychane kwiatki z parapetów? – Jak znajdę chwilę – odmruknął, sprawdzając coś w smartfonie. Normalka. Mimo że oboje pracowaliśmy zawodowo, Janek wyniósł z domu przekonanie, że on nie musi się tym domem zajmować. Nieraz opowiadał mi, jak to jego ojciec przynosił mamie kwiaty i ją komplementował za to, że tak wspaniale prowadzi mu dom. Tyle że teść pracował, natomiast pani Romana nie. A ja? Po pracy miałam drugi etat w domu – pranie, sprzątanie, gotowanie… Ale nie miałam też złudzeń – skoro mój mąż jako dziecko nie wykonywał żadnych prac domowych i nie widywał ojca pomagającego mamie, to marne są szanse, żeby palił się do równego podziału obowiązków domowych. Nieszczęsne martwe rośliny usunęłam dziesięć dni później, kiedy teściowa dzwoniła domofonem. Upchnęłam je do kosza na śmieci, a puste słoiki wsunęłam pod stół. Chwilę później na progu stanęła starsza dama w wiśniowej sukience i z elegancką walizką na kółkach. Żołądek ze stresu zacisnął mi się w wielki węzeł. Teściowa była na szczęście zmęczona podróżą i szybko poszła spać. Ja zajęłam się sprzątaniem po kolacji. W pewnym momencie jej sylwetka pojawiła się za szklanymi drzwiami do kuchni. – Ojej, byłam za głośno? – zmartwiłam się, że nie daję jej spać. – Już kończę. Tyle tych garnków i naczyń po całym dniu… – Dużo gotujesz – zauważyła. – Dzieci nie mają obiadów w przedszkolu? Odpowiedziałam, że mają, ale o dwunastej trzydzieści, więc i tak muszą zjeść coś ciepłego w domu. – Więc gotujesz wieczorami na następny dzień? – chciała wiedzieć. Czułam się jak na przesłuchaniu, ale grzecznie odpowiedziałam, że tak, wieczorami, kiedy wrócę z pracy, a potem wkładam jedzenie do lodówki. Teściowa rozejrzała się po zagraconej kuchni i dałabym sobie głowę uciąć, że pomyślała, jaką jestem fatalną panią domu. Następnego dnia było jeszcze gorzej. Leoś miał stan podgorączkowy, więc nie zawiozłam go do przedszkola. Jak zawsze, kiedy któreś z dzieci chorowało, wzięłam pracę zdalną, co oznaczało w praktyce, że jednocześnie zajmowałam się marudnym maluchem i obsługiwałam klientów naszej firmy przez specjalny formularz. Teściowa weszła, kiedy odpisywałam na zażalenie w sprawie opóźnionej wysyłki towaru, jednocześnie pozwalając synkowi jeździć mi po plecach samochodzikiem, bo wtedy przynajmniej był czymś zajęty. – Wcześnie wstałaś – rzuciła. – Dzisiaj będziesz w domu? – Mały coś złapał. Ale normalnie pracuję. Zrobić mamie kawy? – już chciałam wstać od komputera, chociaż nie skończyłam maila z wyjaśnieniami dla klienta. – Mnie? – uniosła brwi. – Nie, ale ja ci mogę zrobić. Po chwili była już w kuchni. Przez przedpokój widziałam, jak ściera blat i czyści ekspres. Znowu czułam jej milczącą dezaprobatę. Wiedziałam, że ma mnie za beznadziejną gospodynię Teściowa zaoferowała, że zrobi obiad, żebym ja mogła pracować. Ale nim obrała jarzyny, naostrzyła mi noże, a potem zrobiła porządek w szafce z kaszą i ryżem. Kiedy jedliśmy, dużo pytała o to, kiedy mam czas na prowadzenie domu i czy lubię swoją pracę. Wiedziałam, do czego zmierza, i supeł w moim żołądku rósł. – O, ale tu czysto! – skomentował Janek po powrocie z pracy. Tak, było czysto, bo jego matka wszystko posprzątała! A ja czułam się przez to jak ostatnia fleja. Wiedziałam, co o mnie myśli: że nie daję sobie rady. Wyczuwałam krytykę w jej uniesionych brwiach, kiedy zajrzała do lodówki, i głębokim westchnieniu, gdy otworzyła szafkę pod zlewem. Próbowałam tłumaczyć, że późno wracam z pracy, a zawsze jest tyle do zrobienia, że po prostu nie miałam kiedy uporać się z tymi szafkami. Kiedy odkryła słoiki pod stołem, z rezygnacją westchnęłam, że prosiłam o to Janka przez ponad tydzień. Brwi teściowej powędrowały jeszcze wyżej, a ja przypomniałam sobie, że ona niczego nie wymagała od swojego męża. Musiałam wyjść do apteki po lekarstwo dla Leosia. To była chwila ulgi, ale wracałam zestresowana, wiedząc, że teściowa właśnie rozmawia sam na sam z synem. Zapewne o tym, jaką fatalną żoną i gospodynią jestem. Kiedy stanęłam pod naszymi drzwiami, usłyszałam jej podniesiony głos: – To absolutnie niedopuszczalne! Małżeństwo nie na tym polega! Zapiekły mnie oczy i miałam ochotę uciec. Teściowa mówiła dalej: – Jak mogłeś do tego dopuścić?! Rozejrzyj się! Nagle podjęłam decyzję, że nie ucieknę. Nie! Wejdę tam i powiem jej, że pracuję i nie mogę poświęcać się domowi i rodzinie tak jak ona! I że nie ma prawa mnie osądzać! Otworzyłam drzwi i wtedy usłyszałam ciąg dalszy przemowy teściowej: – …nie pomagał mi. Ale ja nie pracowałam, więc mogłam prowadzić mu dom. Twoja żona pracuje i należy jej się za to szacunek. Żebyś ty jej przez tydzień słoików do piwnicy nie wyniósł?! Wstyd mi za ciebie! To twoja żona, a nie służąca! Słyszałam niemrawe protesty Janka, ale jego matka jeszcze nie skończyła. Obsztorcowała go, że nie dzieli się ze mną obowiązkami domowymi i nawet nie pozmywał po wczorajszej kolacji. A na koniec oznajmiła swojemu synowi, że ma wspaniałą żonę i musi się postarać, żeby na nią zasługiwać. Zupełnie mnie zatkało. Wyszłam wtedy po cichutku i wróciłam po dziesięciu minutach. Nigdy się nie przyznałam, że słyszałam tę rozmowę. Teściowa została jeszcze kilka dni, posprzątała mi, co tylko mogła, zajmowała się dziećmi. Faktycznie okazała się perfekcjonistką, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Kiedy się z nami żegnała, widziałam, jak groźnie popatrzyła na Janka To było spojrzenie z gatunku: „Pamiętaj, co ci mówiłam!”. I chyba pamięta, bo już nie muszę prosić go sto razy o zrobienie czegoś. Czasami nawet nie muszę prosić raz, bo sam sprząta, zmywa i wynosi słoiki. Naprawdę lubię moją teściową! Czytaj więcej prawdziwych historii:Rok mieszkałam z teściami. Teściowa wtrącała się we wszystkoZnaliśmy się 2 lata, ale on nie chciał przedstawić mnie rodzinieByć kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu I nie ma tu znaczenia, czy wierzymy w boga osobowego, w globalną energię czy po prostu w swoje wyższe ja. Najważniejsze jest, by zwrócić się ze swoją prośbą do siły, która kieruje naszym życiem. Istotnym krokiem jest przyznanie się przed samym sobą, że nie dajemy sobie rady z naszym życiem, że coś w nim idzie nie tak.
Wyrzuty i narastająca izolacja, w którą popada Twój depresyjny bliski, prowadzą do dalszego pogłębienia choroby. Jak można uciec z tego błędnego koła depresyjnej interakcji? Czy jest w ogóle możliwe, by nie wpaść w taką spiralę? Jeśli żyjesz razem z chorym na depresję bliskim, tym, co najbardziej Ci zagraża, jest wpadnięcie w "spiralę depresyjnej interakcji". Chodzi o rzecz następującą: ktoś, kto jest w depresji, niekoniecznie mówiąc to wprost, przekazuje Ci komunikat: "Jestem słaby, bezradny, nie radzę sobie sam z życiem. Proszę, pomóż mi". Spontaniczną reakcją w takiej sytuacji jest chęć pomocy. Im bardziej kochasz drugą osobę, tym Twoja gotowość do pomocy będzie większa. Jeśli jednak podejmujesz próbę niesienia pomocy, napotykasz nieoczekiwaną reakcję: Twój depresyjny bliski reaguje niemrawo albo nie reaguje wcale. W ogóle nie okazuje zainteresowania innymi ludźmi, Ciebie również traktuje obojętnie, mimo że starasz się mu pomóc. Tak, jakby wszystko po nim spływało. To Cię boli. Ale poza tym to zachowanie Cię irytuje. "Czegokolwiek bym nie powiedział czy nie zrobił - to i tak nie ma znaczenia". Pomimo swej irytacji pomagasz dalej, być może w sposób nieco ograniczony, albo - wręcz przeciwnie - jeszcze intensywniej. Choćbyś chciał ukryć swoje rozdrażnienie lub zniecierpliwienie, chory odczyta je z Twego wyrazu twarzy, postawy ciała i sposobu mówienia. Ma jakby specjalną, czułą antenę i od razu myśli: "Widzisz - nic nie jestem wart". To dodatkowo obniża jego poczucie własnej wartości. W głębi duszy jest zły, ponieważ sądzi: "Nawet najbliższa mi osoba mnie nie rozumie". Tłumi jednak tę złość w sobie - jest bardziej niż kiedykolwiek zależny od Ciebie i innych bliskich. Poza tym charakterystyczną cechą depresji jest tłumienie gniewu i kierowanie go przeciwko sobie samemu. "Nie nadaję się do niczego, dla wszystkich jestem tylko ciężarem". To "dla wszystkich" pogłębia jego depresję oraz poczucie rozpaczy i beznadziei. Twoja pomoc i wsparcie są teraz jeszcze mniej skuteczne, co z kolei wzmacnia Twoje rozdrażnienie. Łatwo możesz dotrzeć do punktu, w którym zaczniesz robić choremu wyrzuty: "Ty też się powinieneś postarać" albo: "Pomyśl o naszych dzieciach, Twój stan odbija się też na nich". Możliwe, że w poczuciu rozczarowania zaczynasz nabierać wewnętrznego dystansu. Wyrzuty i narastająca izolacja, w którą tym samym popada Twój depresyjny bliski, prowadzą do dalszego pogłębienia choroby. To z kolei sprawia, że także Twoja sytuacja staje się coraz bardziej uciążliwa. Po tych wyjaśnieniach niechybnie rodzi się pytanie: Jak można uciec z tego błędnego koła depresyjnej interakcji? Czy jest w ogóle możliwe, by nie wpaść w opisaną spiralę? Najlepsza rada, jaką mogę dać, jest taka: potraktuj swojego bliskiego jak pacjenta. Postrzegaj jego bierność, narzekania i brak radości życia jako przejawy depresji, a nie jego osobiste cechy. Tak jak powiedziałem wcześniej: Twój bliski chce, ale nie może - a nie na odwrót. Nikt nie jest nieznośny dla własnej przyjemności. Dopiero gdy będziesz potrafił samemu sobie wytłumaczyć: "Teraz przemawia depresja, a nie mój bliski", będziesz w stanie w spokojny i zrównoważony sposób dać wyraz swojej konsternacji. Można by do tego dodać jeszcze wiele innych zaleceń, ale nie sposób opisać tu wszystkie szczegółowo. Wymieniam więc tylko te wskazówki, które nie wymagają dalszych wyjaśnień, gdyż mówią same za siebie. Niektóre rady wydadzą się już znajome, bo pojawiły się wcześniej. Powtarzam je, ponieważ są bardzo ważne. Najpierw wymieniam zachowania, których należy unikać, potem następują sugestie co do tego, jak powinno się postępować. Zachowania, których należy unikać: Nie próbuj za szybko mobilizować chorego do aktywności, nie stawiaj mu zbyt dużych wymagań. Należy pamiętać, że jakkolwiek niewystarczająca pomoc może skutkować po głębieniem depresji, to nadmierna pomoc wywołuje nie-potrzebną zależność i podkopuje poczucie własnej wartości chorego. Nie oceniaj myśli i uczuć drugiego ("Ale z Ciebie pesymista!"). Nie próbuj "wyperswadować" mu poczucia winy. Nie odgrywaj wielkiego zbawcy czy wybawiciela. Nie wchodź w rolę terapeuty. Nie przeocz i nie lekceważ małych sukcesów. Nigdy nie rozpoczynaj dyskusji o tym, kto ma rację. Nie próbuj przekonywać chorego, żeby poszukał sobie weselszego towarzystwa, ani tłumaczyć mu, że nie ma powodów, by być w ponurym nastroju ("Przecież niczego Ci nie brakuje"). Nie zamartwiaj się, bo to tylko wzmacnia w bliskim poczucie bezradności. W miarę możliwości unikaj zniecierpliwienia i nie czyń choremu wyrzutów w agresywny sposób. Nie reaguj nieżyczliwie. Nie podejmuj żadnych decyzji - ani wielkich, ani małych - za jego plecami, ale włączaj go we wszystko, tak jak dawniej. Nie traktuj depresyjnych zachowań Twojego bliskiego osobiście. Jego wycofanie nie wynika z Twego braku atrakcyjności, urody czy ciepła. Zalecane zachowania: Pamiętaj, że depresja nie ma nic wspólnego ze słabością charakteru, brakiem "ikry" lub brakiem kręgosłupa moralnego i motywacji. Depresja nie jest kwestią tego, że "komuś się nie chce", ale że "nie potrafi chcieć". "Rozrusznik" nie działa. Staraj się zachęcać bliskiego do robienia rzeczy, które lubił robić przed depresją. Na początek niech to nie będzie nic wielkiego, np. krótki codzienny spacer. Staraj się wspierać swego bliskiego w przestrzeganiu pewnych życiowych zasad, takich jak zachowywanie stałego porządku dnia. Należy pamiętać, że depresja jest chorobą, powrót do zdrowia wymaga czasu i cierpliwości. Staraj się po prostu być przy chorym, nie dając wiele rad, bo o to właśnie chodzi w pierwszej kolejności. Chwal bliskiego za każde wypowiedziane przez niego pozytywne zdanie. Staraj się wszystkie uczucia, dolegliwości i problemy osoby cierpiącej na depresję przyjmować takimi, jakimi są. Spróbuj przynajmniej nie robić wyrzutów z tego tytułu. Bądź dostępny i nie oczekuj, że Twoje wsparcie i pomoc przyniosą szybki skutek. Cierpliwość jest tu bardzo przydatna! Staraj się pokładać ufność w tym, że depresja minie. Uważaj, żeby nie mieć zmartwionej miny w obecności chorego, ale nie sil się też na przesadny optymizm. Chwal swojego bliskiego zawsze za wszystko, co robi, nawet jeśli jest to niedoskonałe czy niedokończone. Chwal go nawet wtedy, kiedy to, co robi, jest w Twoich oczach poniżej normy. Wyjaśnij innym członkom rodziny, przyjaciołom i znajomym, co to jest depresja i jaki wpływ wywiera na człowieka nią dotkniętego. Dzięki takiemu wyjaśnieniu inne bliskie osoby nie zniechęcą się i nie zerwą kontaktu z chorym. Wybieraj kompromisowe rozwiązanie, jeśli Twój bliski ma urojenia, jak w przypadku ciężkiej, sporadycznie występującej "depresji psychotycznej". Nie mów: "To, co słyszysz i widzisz, jest nieprawdziwe", ale "Nie widzę / nie słyszę tego, co Ty widzisz/słyszysz", "Widzę, że jest to dla Ciebie straszne" lub "Myślisz tak, bo jesteś bardzo przygnębiony". Więcej w książce: Depresja - Huub Buijssen Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
W 125 odc. serialu “Dziedzictwo" Yaman nie życzy sobie wizyt w areszcie. Mimo to Seher odwiedza go z kawą i ciastkami, Yaman jest pod wrażeniem jej dobroci. Ibrahim pomaga Kiraz w restauracji, jej dania jednak wciąż są niesmaczne. Klienci opuszczają lokal. W tej sytuacji dziewczyna chce odejść, by nie narażać Selima na straty. Historia Państwa Doroty i Stefana Piosików pokazuje, że można realizować swoje pasje i zainteresowania, a jednocześnie żyć wiarą na co dzień. To właśnie wtedy dzieją się prawdziwe cuda. Głowa przy głowie – Dostałam swojego męża od Matki Bożej. Byłam tak zrezygnowana i zniechęcona wszystkim, a tu nagle taki facet wpada na mnie na nartach na lodowcu. I tak to się zaczęło – śmieje się Dorota Piosik, żona słynnego fotografika i podróżnika Stefana Piosika. Małżonkowie poznali się w 2005 r. w Austrii na lodowcu Stubai. – Obserwowałem ją 2 dni. Patrzę: ładna, rezolutna dziewczyna – na taką wyglądała. Siedziałem z synem i zięciem przy stole, a moje oko zerkało w jej stronę – wspomina z uśmiechem p. Stefan. – Trzeciego dnia w trakcie zjazdu z lodowca pojechałem za nią; w pewnym momencie ona się zatrzymała, a ja na nią wpadłem i ją przewróciłem. Zapytałem: „Przepraszam bardzo, czy nie dostanę tutaj od kogoś po głowie?”, bo nie wiedziałem, czy jest na stoku z kimś czy sama. Dodałem, że jestem wdowcem, a ona odpowiedziała, że też jest wolna. Oboje leżeliśmy na śniegu, głowa przy głowie, śmiejąc się do siebie. Tak się zaczęła nasza znajomość. Cały dzień cię szukam – W ostatnim dniu pobytu wymieniliśmy się numerami telefonów. I tu widzę rękę Matki Bożej – kontynuuje p. Dorota. – Pomyślałam sobie, że jeśli to Ona doprowadziła do naszego spotkania, to jeżeli w ostatnim dniu spotkamy się na Stubaiu, nie umówiwszy się wcześniej, to znaczy, że to jest Jej ręka. I w ostatniej chwili, kiedy szłam w kierunku kolejki i miałam już zjechać na dół, usłyszałam za sobą: „No, jesteś nareszcie, cały dzień cię szukam”. To był Stefan – dodaje Dorota Piosik. – Dlaczego uważam to za cud? Ponieważ Stubai jest ogromny i wcale nie jest tak łatwo się tam spotkać, nie znając się i nie umawiając się wcześniej. Uważam więc, że to nie był przypadek. Dałam Stefanowi mój numer telefonu, on zadzwonił do mnie po powrocie do Polski i tak nasza znajomość zaczęła się rozwijać. Uśmiech Matki Bożej Pani Dorota pochodzi z Ostródy, w Olsztynie prowadziła firmę, jednak za mężem przyjechała do Rudnej, niewielkiej miejscowości w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Tu też odbył się ich ślub pod czułym spojrzeniem Matki Bożej Gietrzwałdzkiej, której wierną kopię Dorota Piosik sprowadziła do miejscowego kościoła w 2009 r. – W związku z tym, że Matka Boża była dla mnie tak łaskawa, że tam, w Gietrzwałdzie, dzieją się takie cuda, pomyślałam sobie – niech cuda dzieją się także tutaj! – opowiada. Oprawiła obraz w złote ramy i srebrną listwę, co wiernie odzwierciedla oryginał. W 2017 r. zakupiła złote korony i to właśnie z nimi związana jest kolejna niezwykła historia. – Korony zawisły na skroniach Maryi, jak rodziła się Alusia, nasza wnuczka. Moja synowa Małgosia była w naprawdę złym stanie, poród był katastrofalny. Zadzwoniłam do proboszcza, ks. Andrzeja, i powiedziałam, że korony dla Matki Bożej są w sejfie, a w naszej rodzinie dzieją się tragedie. Zapytałam, czy w takiej sytuacji mogę założyć korony Maryi. Ksiądz odpowiedział zdecydowanie: „Proszę zakładać”. Założyliśmy je i wtedy Matka Boża po raz kolejny się do mnie uśmiechnęła. Dziecko przyszło na świat całe i zdrowe. Mało tego, pojawił się lekarz, który uratował macicę mojej synowej – to była nowatorska operacja, pierwsza tego rodzaju w Polsce. Uratował nam Małgosię – dodaje ze wzruszeniem p. Dorota. Wokół bieguna Dorota Piosik zawsze marzyła o podróżowaniu, jednak była na tyle zapracowana, że brakowało jej na to czasu. Podróż na Stubai była jedną z pierwszych od wielu lat. I tu spotkała ją wielka niespodzianka. Poznała p. Stefana, fotografa i podróżnika, który miał na swoim koncie podróże po całym świecie. I jakżeby inaczej – wkrótce zaczął zabierać ze sobą w podróże swoją małżonkę. Podróżnik ma własną firmę, jest honorowym członkiem Gorzowskiego Towarzystwa Fotograficznego. Jego wyprawy podsumowuje kilkadziesiąt bogato ilustrowanych fotoalbumów, wydanych własnym nakładem, w których zebrał kilka tysięcy zdjęć. Wspomina, że w latach 80. ubiegłego wieku zaczął zwiedzać demoludy (kraje byłego obozu socjalistycznego). Na początku lat 90. założył firmę i w tym czasie przez 5 lat nie podróżował. W jego pamięci i sercu szczególnie zapisały się wyprawy na Syberię. – W tych podróżach chciałem emocjonalnie doświadczyć tego, co przeżywali na Syberii polscy zesłańcy – uczestnicy powstań listopadowego i styczniowego, a także te osoby, które zostały tam wysiedlone w czasie II wojny światowej. Pobudzało mnie to bardzo mocno do rozważań i refleksji. Chciałem skonfrontować pewne moje wyobrażenia z rzeczywistością – wspomina podróżnik. Wyprawa na Syberię była inspiracją do kolejnych wypraw na tym obszarze – na Czukotkę, do Archangielska. Od tego rozpoczęło się zwiedzanie świata wokół bieguna. Państwo Piosikowie wspólnie odbyli wyprawy do północnej Norwegii, Szwecji, Finlandii, na Grenlandię czy do północnej Kanady. Podróżnik dwa razy był na Jukonie i na Alasce. Dane mu było objechać świat wokół bieguna. Dodaje, że wyprawy różniły się od siebie, a każda wymagała odpowiedniego przygotowania pod względem zarówno fizycznym, jak i aprowizacyjnym: – Wyprawy były różne: radosne, wesołe, a czasami towarzyszyły im różne napięcia, szczególnie w Czadzie, w środkowej Afryce, czy wręcz walka o przetrwanie i własne życie. Chiński mur i Terakotowa Armia Małżonkowie wspólnie objechali Azję, Amerykę Południową, Australię, odwiedzili Tybet, byli w Indonezji i Singapurze. Wspólnie zobaczyli Wielki Mur Chiński i Terakotową Armię, czyli zbiór ok. 8,1 tys. figur naturalnej wielkości, wykonanych z terakoty, przedstawiających żołnierzy i oficerów oraz konie, które znajdują się w grobowcu chińskiego Pierwszego Cesarza Qin. Ta wyprawa była marzeniem p. Doroty. Podróżowanie przerwała choroba nowotworowa. Dwa lata temu p. Stefan przeszedł zabieg usunięcia krtani i tracheotomii. Małżonkowie nie porzucają jednak planów o dalszym wspólnym podróżowaniu. Wręcz przeciwnie – są pełni nadziei. Pan Stefan każdego dnia, jak mówi, uparcie ćwiczy, by nie stracić formy fizycznej: codziennie trenuje na rowerze stacjonarnym i wiosłach. Z kolei p. Dorota odkryła w tym czasie nową pasję w swoim życiu: zaczęła się zajmować przydomowym ogródkiem. Tym, co daje małżeństwu siły do pokonywania trudności, jest wiara, która zajmuje bardzo ważne miejsce w ich życiu. – Matka Boża mnie tu sprowadziła, bo tu chciała być. Jesteśmy bardzo związani z Kościołem, zwłaszcza tu, w Rudnej. Trzymamy się go kurczowo do dziś – zapewnia p. Dorota. – Z pomocą proboszcza, ks. Andrzeja Jędrzejowskiego, utworzyliśmy w parafii piątą różę różańcową; oboje do niej należymy, codziennie się modlimy. Mąż zawsze, dokądkolwiek jeździł, miał przy sobie różaniec – mówi p. Dorota. – Wspólnie pielgrzymowaliśmy do Ziemi Świętej, wtedy też wydałem album Śladami Jezusa Chrystusa. Byliśmy też razem w Fatimie, w Watykanie, w katedrze w Mediolanie – kontynuuje p. Stefan. – Matka Boża daje nam siły do działania. Bez wiary nie ma życia – kończy swoją wypowiedź p. Dorota.

W pojedynkę nie daje sobie rady. Problem bezdomności na osiedlu Złote Łany przybiera się sile, a dotychczasowe działania nie przynoszą efektów. Dlatego radny Maksymilian Pryga złożył interpelację w sprawie - jak to ujął - „efektywnego usunięcia tzw. żuli z centrum osiedla”.

zapytał(a) o 13:59 Nie radze sobie z życiem..? Nie dość że mam dopiero 15 lat i po przeszłości zostały mi tylko psychiczne blizny, to do tego codziennie mam nowe problemy, jestem strasznie wrażliwa i to strasznie przeżywam ;(Coraz częściej myślę, nad samobójstwem i nie daje sobie rady z życiem..Nikt nawet nie próbuje mnie pocieszyć,nie mam bliskiej osoby z którą bym mogła poważnie pogadać a ona przyjęła by to i mi pomogła.. ;/Nie śmiejcie się i jak macie dawać jakieś głupie komentarze, to nara..! Po prostu nie mam powodu do życia ;( Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2012-09-30 14:00:08 Odpowiedzi boże, jak to czytałam to tak jak bym słyszała siebie.. jezęli chcesz porozmawiać to napisz na gg. : 44808483 blocked odpowiedział(a) o 14:38 Rozumiem Cię, jeśli chcesz to możesz do mnie napisać ( GG w profilu ). Napisz do mnie na gg : 44736844 .. moja mama jest psychologiem i jak miałam bardzo podobną sytuacje... Ja mam 12 lat i przeżywam od 7 roku życia, O wszystko płaczę. Płaczę o szkołę, o przyjaciół , dosłownie o wszystko. Może poznaj jakiegoś przyjaciela, przyjaciółkę. Ja mam z 2, które mnie zawsze wysłuchają. Porozmawiaj z matką (opiekunem)Pozdrowienia. Jak chcesz pogadać to Hej. Ja też nie miałam powodów do kiedyś przyjaciółkę która mnie mnie to i to szkole mnie chciałam tam że dziewczyny z szkoły to suk* wciąż mnie spędzałam na ławce lub gadałam z sobie hooby była nim Siatkówka i to . Wiedziałam że bedą o tym się . Teraz ma trudny charakter. Wiedzą że ja moge coś dopierdoli* im i walnąć w się cytatem ,,Ząb za ząb . Oko za Oko" . Ale znajdzie się zawsze takie osoby które Cię hejterzy bedą ale nie poddawaj się.! Dla mnie teraz jest ważna jest siatkówka i. Zmierzch. Jeśli chcesz o tym popisać napisz do mnie chętnie popisze. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub W zasadzie tyle wystarczy. Chcesz mieć zniszczone życie, nabawić sie nerwicy, to proszę bardzo, zostań z nią. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak przerażająca choroba jest nerwica, bo jest strasznie trywializowana. zapytał(a) o 22:25 Nie daje sobie rady z życiem co zrobić ? Odpowiedzi polecam popisać z bbartuś72 Polecam wizytę u psychologa Pozdrawiam. Mam myśli samobójcze ok. 2-3 razy dziennie. Pozdrawiam. Damy radę ;) Jakoś. Ta. blocked odpowiedział(a) o 22:28 dałam życiu ostatnią szansę Przemysl sobie kilka rzeczy, jak postąpić co sprawia że sobie nie radzisz itpp Od dawna się zastanawiam ale nie widzę rozwiązania wszystko co dzieje się moim życiu jest przeciw mnie Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Warto zdawać sobie także sprawę z tego, że zmęczenie życiem a depresja to mogą, choć wcale nie muszą być różne kwestie. Zmęczenie życiem, zmęczenie psychiczne może występować samodzielnie. Jednak może być też objawem depresji, dlatego nigdy nie bagatelizuj tego stanu. Sposoby na zmęczenie psychiczne
Dobrobyt może sprawić, że pojawi się pokusa, by odejść od Boga. Może sprawić, że człowiek może żyć w przekonaniu: "ja sobie poradzę". Dobrobyt może sprawić, że zaczniemy wymyślać, co jeszcze możemy osiągnąć, czego jeszcze możemy zakosztować. Dobrobyt może sprawić, że sakramentalny związek małżeński tak łatwo
Duchowość ignacjańska bardzo mocno zlewa się z życiem. Nie można jej oderwać od codzienności, pójść na godzinę do kościoła i wrócić do życia bez niej. Nie da się jej odciąć od tego, co przeżywamy każdego dnia, nieustannie. Mocno wpływa też na moje życie żony i mamy. Życie zabiegane, pełne lęków, problemów i trosk.
Wszystkie teksty z najsmutniejszych piosenek Kasi Kowalskiej były o mnie. Czułam, że już nigdy się nie zakocham, że nie dam rady być już szczęśliwa. Następnie walił mi się świat przy zagrożeniu z chemii w pierwszej klasie liceum. Później zawalił mi się świat, kiedy chcieli mnie wyrzucić ze studiów. I myślałam , że nie
Ani z niczym. : r/Polska. Nie radzę sobie na studiach. Ani z niczym. Przepraszam, że piszę, ale jestem wyczerpany tą sytuacją. Żeby nie było, że tylko marnuję czas, mam prośbę do osób młodszych ode mnie, które wciąż są przed studiami - błagam was, uczcie się. Nawet nie po to, żeby się nauczyć - tylko żeby wyrobić
Właściwie wszystkie nauki Buddy mają na celu pomaganie nam w przezwyciężaniu kłopotów w życiu. Takie podejście jest bardzo racjonalne i konkretne. Według Buddy wszelkie problemy mają przyczyny. Dlatego musimy bardzo szczerze i głęboko zaglądać w siebie, by zobaczyć jakim kłopotom stawiamy czoła.
M83tAsc.